Poezja
Diana, Warszawa
1998
Adresat nieznany
Ledwie umiałam stawiać litery i słowa na papierze, kiedy napisałam pierwszy list. Nie pamiętam do kogo. Ale wydaje mi się, że zawsze piszę listy i czekam na listy. Listy, jak wiersze, rodzą się z tęsknoty. Godzina przyjścia listonosza jest najważniejszą godziną w ciągu dnia. Mimo całego absurdu tej czynności zaglądam do mojej skrzynki pocztowej, ilekroć koło niej przechodzę. W czekaniu na list spełnia się codzienna potrzeba cudu. Otwierani koperty jest zawsze dotknięciem tajemnicy. Czasami myślę, że moim domem jest ten adres, na który przychodzi listy. Najdalsze jest to miejsce, skąd listy nie nadchodzą. Coraz tam więcej bliskich mi ludzi.
1997
ADRESAT NIEZANY
Ksiądz Jan Twardowski we wstępie do tomiku Adresat nieznany:
Szanowna Pani,
Początkowo chciałem pisać recenzję o Pani wierszach, ale poniechałem tego.
Piszę list. List jest bardziej osobisty , bliższy, oczekiwany. Chyba ze smutkiem nazywa Pan dzień bez-listnym. Spadające liście przypomniały Pani listy.
Przepraszam bardzo, że się z moim teraz spóźniam, ale ostatnie święta zabrały mi czas.
Proszę mi również wybaczyć, że list będzie krótki. Chociaż krótki list jest trudniejszy od długiego.
W wierszach Pani można odczytać, że jest Pani stale w podróży, z walizami i torbami. Nie tylko nad Sekwaną, nad rzeką Hudson, w samolocie z Berlina, w drodze do Otwocka, na wielu mapach świata. Trudno Panią uchwycić. Znika Pani, kiedy ktoś oddala się o krok.
Najważniejsze jest chyba to, że w tym świecie przeludnionym słowami posługuje się Pani ich garstką. Największą wartością poezji jest prostota i zwięzłość, ale Pani osiąga coś więcej. Obdziera Pani ze skóry słowo, wdziera się do jego wnętrza.
Trzeba chyba napisać całą nowelę, żeby powiedzieć to, co Pani potrafi zmieścić w takich na przykład wierszach.
prośba o ratunek
powiedz
jak ja
mówię do ciebie
to nieważne
że jest
niemożliwe
albo
czy czasem
patrzysz na mnie
stamtąd
czy mnie wołasz?
nie zbliżam się
żebyś nie odkrył we mnie
śladów
swojej
wytrwalej
nieobecności
Wystukuje Pani jak najoszczędniej słowa, które kosztują. Pozbywa się Pani rozwiniętych zdań, opisowości, literatury. Słusznie. Poezja nie jest układaniem słów, ale podróżą między słowami. Od słowa może być ważniejsza „wielojęzyczna łza”, ogień, czułość.
Odkrywam w Pani wierszach ostro sformułowaną myśl.
Urok niedomówień.
Żart – choćby wtedy, kiedy pisze Pani, że przebiegła drogę kotu.Uśmiech – kiedy mówi Pani, że miejsce przy oknie jest miejscem za szybą.
Dobroć – kiedy odgaduje Pani, że rzeczy z domu starców nie chcą minąć. Wyposzczone naczynia. Słonie, które nie przyniosły szczęścia. Wszystko prosi o łaskę.
Dziękuję Pani za życzliwość zaufania, za wiersze, za przypomnienie, że każdy w swojej podróży odchodzi do kresu, za to, że pozostaną po nas nie tylko osierocone bagaże.
Dziękuję za taki wiersz:
jeszcze raz
jak daleko
jak blisko
ostatni raz
Dziękuję za to, że Pani w swojej wykwintnej poezji potrafi napisać coś tak prostego.
najbardziej bezradne
są bezdomne listy
o miłości
silniejszej
niż śmierć
Chociaż, jeśli chodzi o mnie wierzę, że jest miłość za Bóg zapłać.
Jak to dobrze, że widzi Pani między wierszami zwykłe życie tych, co jedzą poziomki i żurek, łykają proszki od bólu głowy, ścielą łóżko, przypalają mleko, wybierają się w drogę, podziwiają Nike z Samotraki.
Na zakończenie dziękuję, że Pani jest samo swoja.
Poza tym co Pani pisze, widzę w Pani człowieka mądrego, który posługując się niewielu słowami potrafi tyle powiedzieć o swojej samotności, miłości, cierpieniu, cierpliwym, poszukiwaniu drugiego człowieka.
ksiądz Jan Twardowski
Warszawa, 03.01.1997
WIERSZE
obok mnie
dwie moje babki
z dwóch odległych cmentarzy
połączone kurczowo
pępowiną kamizelki ratunkowej
w lęku nalotów
wytrwałe
truchleją na myśl o lataniu
ta z Otwocka
jest już ode mnie młodsza
ma czarną torebkę pełną
przepisów na desery
kapelusz zakrywający
oczy
i pisma Kanta
druga
nieco starsza
powtarza cicho godziny odjazdów
pociągów ze stacji Łódź Kaliska
jak w domu
gdzie kwitły floksy
niewinna
mówimy po niemiecku
na wszelki wypadek
powtarzamy na wyrywki
dyżurne życiorysy
uczą mnie alfabetu
przetrwania
choć przecież jestem prymuską
mam piątki od góry do dołu
i talent aktorski
nie ufają nikomu
moje nieznajome babki
z dwóch dalekich konstelacji
abstynentki wiary
między wierszami
jemy poziomki i żurek
łykamy proszki od bólu głowy
ścielimy łóżko
między wierszami
przypalamy mleko
podziwiamy Nike z Samotraki
wybieramy się w drogę
jesienniejemy
między wierszami
i
odpływamy
wierszem